BIELANY. Znajdująca się na Młocinach ulica Jamki od wielu lat jest przedmiotem sporu pomiędzy inwestorem, a miastem. Każda ze stron rości sobie prawa do własności, a sprawa jest daleka od rozstrzygnięcia. Cierpią na tym mieszkańcy, którzy stali się ofiarami psychicznego terroru.
Położona w bliskim sąsiedztwie Uniwersytetu im. Kardynała Stanisława Wyszyńskiego oraz drogi krajowej nr 7, leżąca na uboczu i świetnie skomunikowana z węzłem Metro Młociny ulica Jamki powinna być spełnieniem marzeń wielu rodzin. Tymczasem stała się symbolem nieudolności urzędniczej w walce z inwestorem oraz bezsilności tamtejszych mieszkańców.
Opieszałość gminy ukarana
Zrozumienie pełnego kontekstu historii wymaga cofnięcia się w czasie. Ulica Jamki, na odcinku pomiędzy ulicami Wóycickiego oraz Dankowicką, była przez lata użytkowana jako droga gminna. Niestety, gmina Bielany nie wpisała jej do kategorii dróg publicznych przed 1999 rokiem, co umożliwiłoby jej przejście na własność Skarbu Państwa lub właściwych jednostek samorządu terytorialnego za odszkodowaniem. Gapiostwo gminy wykorzystał Zygmunt M. Tajemniczy inwestor w latach 2000-2005 skupił od spadkobierców udziały trzech znajdujących się tam działek. Na jednej z nich (o powierzchni około 8 tys. m2) położona jest ulica Jamki, stanowiąca jedyną drogę dojazdową do sześciu posesji zamieszkałych przez kilkadziesiąt osób. W tym samym czasie Rada m st. Warszawy przekazała uprawnienia do zarządzania drogą Urzędowi Dzielnicy Bielany. Nowy inwestor, nie bacząc na postanowienia rady, rozpoczął „samowolę” budowlaną. Rozebrał oryginalną drogę asfaltową i wytyczył nową, szutrową, po zachodnim obrzeżu działki.
Zygmunt M. szybko zyskał łatkę niesfornego i skonfliktowanego ze wszystkimi sąsiada. Kiedy w 2016 roku Wojewoda Mazowiecki stwierdził nabycie przez gminę Warszawa Bielany prawa własności gruntu jednej z jego działek, nadzieja zagościła w sercach urzędników oraz okolicznych mieszkańców. Wojewoda swoją decyzję motywował faktem, że przed 1999 roku była ona drogą publiczną. Radość trwała jednak krótko. Właściciel gruntu zaskarżył wyrok, a sprawa trafiła do Ministra Inwestycji i Rozwoju, który w marcu 2019 roku w całości uchylił decyzję Wojewody Mazowieckiego i przekazał mu sprawę do ponownego rozpatrzenia. W uzasadnieniu swojej decyzji powołał się na brak dostatecznych dowodów i dokumentów zaświadczających wydatki na tę drogę przed 1999 rokiem. Od tego czasu upłynęły trzy lata, a sprawa utknęła w martwym punkcie, czekając na ruch ze strony Wojewody Mazowieckiego.
Notoryczne zatargi z dzielnicą i sąsiadami
Według moich rozmówców, inwestor od wielu lat prowadzi z nimi dziwną, psychologiczną „grę”. W październiku tego roku zamontował bramy po obu stronach ulicy, nie informując o tym żadnego z sąsiadów. Co prawda pozostają one otwarte, ale utrudniają wjazd na ulicę większym pojazdom, m.in.: śmieciarkom, pługom śnieżnym czy samochodom dostawczym. Inwestor zarzeka się, że nie będzie zamykać bram, ale właściciele okolicznych działek z dużym dystansem podchodzą do jego deklaracji. Dodatkowo, na wjazdach od ulic Wóycickiego oraz Dankowickiej, pojawiły się kamery śledzące mieszkańców oraz znaki zakazu zatrzymywania się i postoju.
– Wielokrotnie zdarzało się, że parkujące na ulicy auta były zarzewiem awantury oraz skutkowały wezwaniem straży miejskiej i w efekcie mandatami – opowiada jeden z sąsiadów, właściciel działki przy ulicy.
Inną, używaną przez inwestora metodą nacisku jest nękanie sąsiadów procesami sądowymi. Rekordzista został już kilkanaście razy pozwany do sądu przez Zygmunt M. Wszyscy nasi rozmówcy zastrzegli sobie anonimowość ze względu na obawę „odwetu” ze strony konfliktowego sąsiada.
Mieszkańców irytuje całkowita obojętność inwestora na pogarszający się stan drogi, który nie dosyć, że sam nic nie robi, to dodatkowo blokuje urzędnicze plany związane z renowacją i naprawą ulicy. Z każdym rokiem dziury się powiększają, a Jamki na odcinku od Wóycickiego do Dankowickiej coraz bardziej przypomina szwajcarski ser. Z kolei dzielnica, obawiając się dalszych zatargów z właścicielem, nie podejmuje jakichkolwiek działań.
– Wiemy, że inwestor jest osobą „powszechnie znaną” w urzędzie, a swoimi poczynaniami sterroryzował bielański ratusz – twierdzi jeden z naszych rozmówców. Jedyną wykonaną w ostatnich latach inwestycją na tym terenie było położenie kanalizacji w 2010 roku.
Lokalna społeczność próbowała przemówić inwestorowi do rozsądku. Niestety, wszelkie próby polubownego rozwiązania konfliktu kończyły się fiaskiem i awanturami.
Zdesperowani mieszkańcy szukali pomocy w Urzędzie Dzielnicy Bielany. Na przestrzeni ostatnich lat do bielańskiego ratusza trafiło szereg skarg na „samowolę” Zygmunt M. Jedna z ostatnich dotyczyła postawienia bram, które w ocenie urzędników zostały zamontowane bezprawnie, bez uzgodnień z nimi. Wcześniej włodarze z UD-Bielany byli bliscy dojścia do porozumienia z inwestorem. Ostatecznie Zygmunt M. odmówił nabycia innego gruntu w zamian za zbycie prawa do drogi.
Co wiadomo o intencjach tajemniczego inwestora? W zasadzie niewiele. Niektórzy twierdzą, że chciał budować domy lub osiedle, ale przedłużające się problemy własnościowe z drogą skutecznie wybiły mu ten pomysł z głowy. Przynajmniej na razie. Jeszcze inni uważają, że jego zachowanie stanowi mieszankę trudnego charakteru, zaawansowanego wieku oraz traktowania sprawy gruntu przy Jamki w kategoriach… swoistego hobby. Być może jest w tym sporo prawdy. Działka, w której posiadaniu znajduje się inwestor nie ma statusu działki budowlanej, co mocno zaniża jej wartość. Plotki o potencjalnych planach inwestorskich mogły zatem okazać się mocno przesadzone. Niewykluczone również, że jego decyzje podszyte są problemami psychicznymi. Redakcja portalu PolnocnaCwiartka.pl dotarła do wniosku sądu, który postanowił przesłuchać inwestora w obecności biegłego psychiatry. Decyzja ta wynikała z faktu, że Zygmunt M. leczył się psychiatrycznie, a przepisane mu leki mogły wpływać na jego stan psychiczny.
Mieszkańcy dogadują się z właścicielem działki
Sprawa ciągnie się od ponad 15 lat, a jej końca nie widać. Nic dziwnego, że mieszkańcom zaczyna brakować cierpliwości. Kilka tygodni temu dwóch właścicieli działek poszło na ugodę i nabyło od inwestora służebność gruntową, dającą im prawo do przejazdu i przechodu przez teren działki. Luksus prawnego przejazdu inwestor wycenił na 50 tysięcy złotych od każdego właściciela. Co ciekawe, obowiązuje ono wyłącznie w stronę ulicy Wóycickiego!
Pozostali mieszkańcy nie chcą lub nie mogą pozwolić sobie na taki wydatek. Sprawa sądowa utknęła w martwym punkcie, a jej rozstrzygnięcie szybko nie nastąpi. Dziś wszelkie prognozy dotyczące dalszych losów drogi przy Jamki przypominają wróżenie z fusów lub szklanej kuli. Niepoprawni optymiście liczą na to, że wojewoda odnajdzie brakujące dokumenty i dostarczy je do Ministra. Bardziej prawdopodobny jest jednak czarny scenariusz, a wtedy ostatnią deską ratunku może okazać się dzielnica Bielany. W tamtejszym ratuszu nadal panuje przekonanie, że przedmiotowa droga znajduje się w ich utrzymaniu. Zarząd dzielnicy wielokrotnie deklarował mieszkańcom swoją pomoc i wsparcie. Czy posiada jednak odpowiedni arsenał środków prawnych, aby odmienić ich los i zakończyć trwający blisko dwie dekady koszmar? Czas pokaże…
One thought on “Psychiczny terror właściciela ulicy Jamki. Koszmar mieszkańców trwa już blisko dwie dekady!”